Faworki to mój ulubiony przysmak Tłustego Czwartku. Zdecydowanie wolę je od pączków. Są lekkie, kruche, słodkie… idealnie pasują do kawy i herbaty. Do pełni szczęścia brakuje mi tutaj tylko czekolady. Chociaż w ramach tłustoczwartkowej rozpusty spokojnie można je też chrupać do gorącej czekolady.  

Nic więc dziwnego, że zapragnęłam zrobić je sama. Tak już mam, że jak coś mi bardzo smakuje to lubię spróbować zrobić to samodzielnie. Od tiramisu po tajską zupę. Przy faworkach stanęło na tradycyjnym przepisie, a nawet powiedziałabym, że bardzo tradycyjnym, bo aż z XIX wieku, stworzonym przez najsłynniejszą kucharkę tamtych czasów, czyli Lucynę Ćwierczakiewiczową. Okazało się, że był to strzał w 10, bo już za pierwszym razem faworki wyszły takie jakie mają być i wprost rozpływały się w ustach.  

Oczywiście większość przepisów, które teraz znajdziecie w internecie pod hasłem “przepis na faworki Ćwierczakiewiczowa” bywa lekko zmodyfikowana, warto więc zapoznać się również z prawdziwym, oryginalnym przepisem na faworki Lucyny Ćwierczakiewiczowej.  

Jak już uda się przetłumaczyć funty i łuty, a potem przeliczyć je na współczesne łyżki i szklanki, to dla mnie największym wyzwaniem pozostał arak. Naszukałam się po sklepach aromatu arakowego, chociaż teoretycznie kilku producentów ma go w swojej ofercie. Było warto, bo myślę, że bez niego faworki nie będą miały swojego specyficznego zapachu, który od razu pobudza ślinianki do pracy.  

Faworki Lucyny Ćwierczakiewiczowej
Faworki Lucyny Ćwierczakiewiczowej

Faworki Lucyny Ćwierczakiewiczowej 

Składniki: 

  • 8 żółtek 
  • 4 całe jajka 
  • 2 szklanki mąki  
  • 3 łyżki cukru pudru 
  • 30 g masła 
  • 1 łyżka śmietany  
  • Pół łyżeczki aromatu arakowego lub kieliszek araku 
  • 2 łyżki rumu (przy wersji z aromatem) 
  • Olej lub smalec do smażenia 
  • Waniliowy cukier puder do posypania faworków 

Wykonanie: 

O dziwo jest bardzo proste.  

Wszystkie składniki należy ze sobą połączyć, aż do uzyskania gładkiej masy. Można zagniatać aż pokażą się bąble powietrza, ale wątpię, czy ktoś ma aż tyle siły. W oryginalnym przepisie zalecane jest tłuczenie ciasta wałkiem na stolnicy przez kilka minut i to zdecydowanie byłaby moja ulubiona część tego przepisu. Nie dość, że upieczecie pyszne faworki to pozbędziecie się całego stresu z organizmu. Ja jednak wszystkie składniki wrzuciłam do robota planetarnego i czekałam spokojnie aż się wymieszają.  

Ciasto rozwałkować, podsypując mąką w razie potrzeby – a raczej taka będzie, bo ciasto jest baardzo klejące. Jak macie w domu tylko resztkę mąki to nawet się nie zabierajcie za wałkowanie. Potem pokroić w paski, nacinać na środku i jeden koniec przewlec przez otwór (najbardziej znienawidzona przeze mnie część). Zresztą widać na zdjęciach, że moje faworki mają mega fantazyjne kształty. 

Faworki smażymy porcjami na gorącym tłuszczu, aż będą złote. Odsączamy na papierowych ręcznikach i od razu posypujemy cukrem pudrem.  

Jemy dopiero w Tłusty Czwartek – żartowałam! W Tłusty Czwartek smażymy po prostu kolejną porcję.  

Faworki