Cuda, cudeńka, cuda-niewidy. A w tym wypadku to nawet widy, bo akurat brokat po tych maseczkach to widziałam jeszcze długo. Ale czego nie robią sroczki jak zobaczą coś świecącego….
Maseczka jest dość gęsta, nakłada się mozolnie. Wersja czarna niestety na skórze nie jest wcale czarna, tylko dość mocno prześwitująca. Ale pewnie gdyby była czarna jak smoła to nie byłoby widać w niej świecących gwiazdeczek. Reszta kolorów też wypada blado, ale to widać już w samym opakowaniu. Czytałam również, że niektóre dziewczyny polecają nakładanie w rękawiczkach, dzięki czemu łatwiej rozprowadzić maseczkę i na dłoniach nie zostaje nam brokat. Niestety nie wypróbowałam tego, bo nie przepadam za lateksowymi rękawiczkami, zawsze kojarzą mi się ze sprzątaniem i malowaniem ścian – nic przyjemnego.
Po zastygnięciu maseczki na twarzy nie zauważyłam żadnego ściągania czy innych nieprzyjemnych odczuć, ale jak się okazało, ani razu nie udało mi się trzymać maseczki wystarczająco długo. Na wierzchu wyglądała na całkowicie wyschniętą, zalecany czas minął, ale przy ściąganiu zawsze znalazły się miejsca, gdzie warstwa była troszkę grubsza i już wszystko zaczynało się kleić. Na plus zaliczam fakt, że ściąganie było łatwe i nie czułam jakbym odklejała z siebie najgorszy plaster w życiu, a nawet śmignęłam przypadkiem trochę po brwiach i nie było z tym żadnego problemu, a przy innych maseczkach pewnie już bym ich nie miała. Na minus konieczność domywania miejsc gdzie było niedokładnie zaschnięte i to właśnie one powodują, że na twarzy i okolicach zostaje ciężko zmywalny brokat.
Przejdźmy jednak do meritum, czyli działania masek. Do wyboru mamy cztery wersje:
- Rozświetlająca #shine like a pearl z wyciągiem z perły i różowym pomelo
- Nawilżająca #shine like a diamond, zawiera kwas hialuronowy i algi morskie
- Oczyszczająca #shine like a star, z aktywnym węglem i czarną quinoa
- Wygładzająca #shine like a princess z zieloną herbatą i aloesem
U siebie wykorzystałam wszystkie cztery, chociaż na zdjęciach w tym wpisie zobaczycie tylko trzy. Jednak, jak można było podejrzeć na moim Instagramie, jakiś czas później udało mi się upolować również czwartą, zieloną wersję.
Gdybym miała je podsumować wszystkie razem to powiedziałabym krótko: szału nie ma. Żadna z nich nie przyniosła spektakularnych efektów. Najlepiej wypadła wersja wygładzająca i rozświetlająca, po pozostałych nie zauważyłam praktycznie żadnego efektu. Myślę, że cała magia tych maseczek opiera się głównie na brokacie i gwiazdkach. Szkody nam nie zrobią, bo jakby nie patrzeć zawierają całkiem fajne składniki odżywcze, a do tego są pozbawione parabenów, SLS i SLSE.
Warto było je wypróbować na własnej skórze, pobawić się trochę i pobłyszczeć. Gdybym była chociaż odrobinę bardziej zadowolona z ich działania to z pewnością pojawiłyby się u mnie raz jeszcze. A Wy jakie macie odczucia co do tych maseczek? Miałyście już okazję je wypróbować?
Osobiście ich nie miałam, ale czytałam różne recenzje – przeważały jednak te, że to taki błyszczący bubelek…
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Trochę tak, ale kto nie lubi się błyszczeć 😉
Fajne i wyglądają zachęcająco. Interesowałaby mnie jednak skład, bo na pierwszy rzut oka to sama chemia
Tak jak pisałam w poście maseczki są pozbawione parabenów, SLS i SLSE. Nie jest tak źle 😉
fajna recenzja. prezent dla Kobiety juz mam.
Uwielbiam maseczki, a najbardziej te peel off
Ja zdecydowanie też!
Markę znam, ale maseczek nie. Niestety czasami nas produkt nie może przekonać do siebie i nie wracamy do niego.
Jakby nie patrzeć marka ma inne produkty, które sprawdzają się o wiele lepiej 🙂
Ostatnio korzystam tylko z płacht, bo peel-offy ciężko się zmywały – musiałam się czasami tyle namęczyć, co przy zmywaniu normalnej maseczki.
Ja miałam problem przy tych maseczkach, przy innych jeszcze mi się takie problemy nie zdarzyły.
Jakoś do mnie nie przemawiają takie produkty, na szczęście żona też ma podobne zdanie.
Najważniejsze to zgodne małżeństwo 😉
Polecam
Maseczki dla księżniczek hehe z brokatem. 😉 Wyglądają super. 😉
Można się przez chwilę poczuć jak księżniczka 🙂
Strasznie się boję takich kosmetyków, które mają udziwnienia, jak chociażby brokat. Muszę niestety bardzo uważać na składy. Mimo, że jestem sroczką, to świadomą i przeanalizowałabym dokładnie skład 😀
Skład nie jest taki zły, a brokat i gwiazdki podobno też jest sprawdzony pod względem dermatologicznym.
Mają bardzo dobre opinię, ja jeszcze nie próbowałam
Opinie w internecie mają dobre, ale u mnie raczej takie 3/5 🙂
Chętnie wypróbuję 😉
Jeśli skład jest ok to ja z chęcią wypróbuję 🙂
Czyli bardziej insta-gadżet niż faktyczna pielęgnacja, ale uroczego wyglądu odmówić im nie można 😉
Dlatego moim zdaniem raz można spokojnie spróbować 🙂
Miałam tę nawilżającą, ale szczerze mówiąc, nie za bardzo pamiętam już efekty… 😉 Czyli dupy na pewno nie urywała! 😉
Mniej więcej tak by to można podsumować 😉
Widziałam te maseczki w Rossmanie, muszę je w końcy wypróbować!
Rzadko używam maseczek, parę razy zdarzało mi się pretestować takie z płachtą, i byłam zadowolona, ale trochę brak mi systematycznośc:)
Przy kolejnej wizycie w drogerii zaopatrzę się w jakieś:)
Systematycznością to ja też nie grzeszę, ale może właśnie taki brokat w maseczkach trochę motywuje do ich nałożenia 😉
Wyglądają zachęcająco, może przy kolejnych zakupach się skuszę.
Chętnie sprobuję, tych jeszcze nie znam;)
Nowości zawsze kuszą 🙂
Zauważyłem, że niektóre Czytelniczki zwracają szczególną uwagę na skład kosmetyków – i słusznie. Unikajmy złej chemii.
Warto mądrze wybierać, albo przynajmniej mieć świadomość co się kupuje 🙂
Jestem holoseksualna, i to jest absolutnie super <3
Świetne 😀
Hastag #selfielook jest kreatywny 😀
To jest chyba główne przesłanie 😀
Nie znam ich Ale skoro działanie mają przeciętne to chyba mnie nie kuszą. No może tylko ten brokat 😉
No właśnie… ten brokat 😉
Nie miałam jeszcze do czynienia z tymi maskami, choć nie powiem, strasznie mnie kuszą. Może kiedyś 😉
Brokat potrafi kusić 🙂
Nie znam tych maseczek, ale skoro to takie przeciętniaki, to raczej po nie nie sięgnę.
Działanie przeciętne, ale może będziesz miała ochotę się pobłyszczeć 🙂
Hyymm a myślałam, że będą jednak z szałem…