Nie ma jeszcze końca roku, więc trochę wcześnie na podsumowanie. Trochę też za późno na nazwanie tego perełkami pierwszego półrocza. Tym bardziej, że nie będzie żadnych perełek drugiego półrocza, bo prawda jest taka, że wcale nie odkrywam ich aż tyle.
Wręcz przeciwnie. Kredka do brwi czy produkty z The Ordinary używam już od roku, ale jakoś nigdy nie było okazji dokładnie o nich wspomnieć. I chociaż trochę kosmetyków przewija mi się przez ręce (jakby nie patrzeć przez ponad rok ten blog był tylko kosmetyczny!) to musiałam się sporo zastanowić nad tym zestawieniem.
Bo jest wiele, naprawdę wiele produktów, które są bardzo dobre. Często pokazuję wam na insta co tam nowego używam i co się sprawdza. Marki prześcigają się w tworzeniu nowych receptur, naturalnych składów, supertrwałych kosmetyków i często wychodzi im to świetnie.
Czytaj również: 6 polskich kanałów urodowych na Youtube, które warto śledzić
Tutaj postawiłam jednak na rzeczy, których używam przynajmniej kilka miesięcy. Często odruchowo, praktycznie codziennie, wręcz rutynowo. A to znaczy, że muszą się sprawdzać. I to właśnie będą moje kosmetyczne perełki.
The Ordinary
Na początek pielęgnacja. Zestaw peeling kwasowy AHA30%+BHA2% i serum z witaminą B3 i cynkiem wymyśliłam sobie pod choinkę i od tego czasu używam bez przerwy. Jestem w nich absolutnie zakochana, bo naprawdę zdziałały cuda.
Nie było takiego miesiąca, ba, nie było takiego tygodnia, żeby na mojej twarzy nie pojawił się kolejny nieprzyjaciel. A często i dwóch taki się zdarzyło. Nie zdążyłam jeszcze doleczyć poprzedniego, a już pojawiały się następne.
Na początku robiłam peeling kwasowy dwa albo trzy razy w tygodniu, a serum nakładałam codziennie. Pamiętam jak po dwóch miesiącach używania robiłam makijaż i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nakładam podkład i już. Nie trzeba w zasadzie nic dodatkowo zakrywać.
Dzisiaj peeling jest raz w tygodniu, a czasem rzadziej, a serum różnie. Zależy co akurat chcę potestować. Ale zawsze do nich wracam i będę wracać nadal.
Czytaj również: 6 faktów o makijażu mineralnym x Lily Lolo
Żel do mycia twarzy Tołpa
Wszystkie żele do mycia twarzy z Tołpy to są cuda. A przynajmniej te, które miałam. Czyli z serii Sebio, Physio, Oczyszczanie i Urban Garden.
Żaden nie zrobił mi krzywdy, nie zapychał, nie podrażniał. Wszystkie za to dobrze oczyszczają i nie szczypią w oczy. A ja nie znoszę kosmetyków do mycia twarzy, przy których muszę jakoś specjalnie uważać na oczy.
Polecam, bo sprawdzają się idealnie i są doskonałym przygotowaniem skóry do dalszej pielęgnacji.
Krem na noc Ducray Ictyane
A to jedyny gagatek, którego nie ma na zdjęciu. Wziął i się skończył ostatnio, a ja testuję właśnie inny. Ale pokazywałam go oczywiście na instagramie:
Krem na noc, a więc bogaty i treściwy. Ale nie zostawia tłustego filmu na twarzy. To co dla mnie najważniejsze to, że nie zapycha, ale skutecznie nawilża. Praktycznie od razu po nałożeniu czuć ukojenie skóry.
Szybko się wchłania, już po chwili można przykładać twarz do poduszki.
Paleta rozświetlaczy Essence
Tania marka makijażowa, która coraz częściej zaskakuje na plus. Jak jakiś produkt jest polecany w necie to od razu wszędzie jest wykupiony. Tę konkretną paletę wyczaiłam w ich szafie w… Kauflandzie. Ale ta paleta rozświetlaczy na pewno nie wygląda tanio. Ma nawet całkiem spore lusterko.
A przede wszystkim ma trzy świetne rozświetlacze – lekko różowy, szampański i troszkę ciemniejszy. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Idealna na lato. Oraz jesień, zimę i wiosnę. Bo dlaczego nie. Rozświetlenie jest dobre zawsze.
Oh my lips! Eveline
Powiększenie ust to nie jest coś na czym mi zależy. W zasadzie w tym temacie wszystko mi jedno. Błyszczyk z chilli kupiłam, bo wszyscy zachwalali, że świetnie nawilża usta. A na tym dla odmiany zależy mi bardzo.
A więc tak, powiększa i nawilża.
Z powiększaniem bywa różnie. Zależy czy zrobi się peeling usta, czy nałoży się go dokładnie na obwód. Czasem piecze mniej, czasem piecze bardziej. Na początku bywało, że usta były aż spuchnięte, a jak machnie się nim człowiek gdzieś po skórze to zostaje czerwony ślad. Kiedyś w domu roztarłam go sobie przypadkiem po twarzy – czerwony plamy miałam przez kilka godzin.
Ale przede wszystkim ten błyszczyk zawsze ładnie wygląda, wygłasza usta i faktycznie nawilża.
Kredka do brwi Revers
Revers Cosmetics nie jest raczej bardzo znaną firmą. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia czy mają swoje szafy w drogeriach. Ich kosmetyki do makijażu dostałam na jednym z blogerskich spotkań.
I okazało się, że to kredka do brwi jest prawdziwą perełką w ich asortymencie. Miękka, ale nie za miękka. Cienka, ale nie za cienka. W kolorze moich brwi, czyli powiedzmy ciemny brąz. Absolutnie nie ruda. Z trójkątną końcówką.
Łatwa w użyciu, pozwala na precyzyjne podkreślenie brwi, ale można też machnąć je od niechcenia i ujdzie w tłumie. Nie spodziewałam się tego po niej, ale jest ze mną już od roku i bardzo się lubimy.
Ciekawe kosmetyki. Zainteresowała mnie szczególnie ta paleta rozświetlaczy
Nic z tych kosmetyków nie miałam ,ale bardzo ciekawią mnie produkty The Ordinary 😉
Ordinary i tolpa często ładują w moim koszyku i nie ukrywam ze to jedne z moich ulubionych produktów 😊
Nie pamiętam jaka to była seria Tołpy, ale wiem, że miałam tonik i strasznie mnie po nim piekła buzia.
Też kiedyś używałam Tołpy i była świetna. Teraz znowu do niej wracam i mam nadzieję, że się nie zawiodę
Uwielbiam błyszczyki Oh my lips! od Eveline . Są super.
Serum do twarzy chętnie przetestuje