5 kosmetyków. 1 hot, 1 not, 3 x meh. Zobaczmy co wpadło w moje ręce w zeszłym miesiącu.  

Lipiec będzie mi się kojarzył z upałem. Nie wiem jak u Was, ale u mnie były może ze 3 dni prawdziwego, polskiego lipcopada. Poza tym ciepło i duszo tak, że wszystkie egzotyczne wakacje mogą się schować. Z przyjemnością przywitam więc trochę normalniejsze temperatury, w których człowiek może ze spokojem nałożyć maskę na twarz i nie spłynie ona razem z potem albo założyć na dłonie rękawiczki z kremem bez obawy, że zamiast nawilżać się kremem to nawilżą się potem. W lipcu zarówno pielęgnacja jak i makijaż były utrudnione, więc próbowanie nowych kosmetyków też niezbyt się sprawdzało – ostatecznie nie było wiadomo czy podkład jest zły czy temperatury nie takie – to się nie tyczy podkładu z poniższego zestawienia, on był używany już duuużo wcześniej. Skoro już o zestawieniu mowa to przejdźmy do konkretów.  

TRESemme Colour Shineplex Odżywka do włosów farbowanych 

TRESemme Colour Shineplex Odżywka do włosów farbowanych

TRESemme było na blogu całkiem niedawno. Standardowo najpierw skończyła mi się odżywka, szamponu zostało może na dwa-trzy użycia. Także nie jest źle. Najbardziej nie lubię jak w jednej serii odżywka ma mniejsze opakowanie niż szampon, tutaj mamy dwie porządne butelki po 400 ml.  

Tak jak pisałam w recenzji, szału nie ma. Odżywka jest poprawna, włosy wyglądają normalnie, da się je rozczesać, nie zauważyłam przedłużonego utrzymywania koloru. Nadal jestem zdania, że całą robotę w tej serii robi olejek, więc lepiej zajrzyjcie do wpisu, żeby go poznać.  

BeBeauty Mgiełka do ciała Róża i frezja 

BeBeauty Mgiełka do ciała Róża i frezja

Mgiełka skusiła mnie w Biedronce swoim zapachem. Całe szczęście, że tak bardzo mi się spodobał, bo kilka dni później rozlała się cała w samochodzie (nie przewozić w pozycji horyzontalnej!) i od tej pory mogłam cieszyć się jej zapachem za kazdym razem jak wsiadałam do auta. Im cieplej tym mocniej pachniało, a na zbyt niskie temperatury ostatnio nie narzekałam. Także jeżeli chodzi o samochodową tapicerkę to potwierdzam, że utrzymuje się długo, a te kilka razy kiedy zdążyłam ją użyć zgodnie z przeznaczeniem też było ok i dawała fajny orzeźwiający efekt.  

Scholl nawilżająca maska do stóp PediMask 

Scholl nawilżająca maska do stóp PediMask

Tak jak pisałam na insta maska do stóp w formie skarpetek kupiona z polecenia Maxineczki. Wybrałam sobie wersję z olejem makadamia, druga opcja to olej kokosowy. Ogólnie skarpetki to jeden z moich ulubionych sposobów na nawilżenie stóp, w sumie nawet jak nakładam zwykły krem to też często zakładam skarpetki – jakoś nie umiem położyć ich takich nasmarowanych na łóżku, w japonkach wszystko mi się ślizga, także skarpetki to zawsze dobre rozwiązanie. Może poza dniami kiedy temperatura przekracza 40 stopni.  

Maska z Scholla była średnia+. Dobrze zrobione skarpetki, fajny efekt po ściągnięciu, ale nie wystarcza na długo. A nie wyobrażam sobie zakładać ich codziennie. Można zastosować od czasu do czasu zamiennie z kremem do stóp, ale nie liczcie na nie wiadomo jakie cuda.  

Pibamy Snail Extract Maska w płachcie 

Pibamy Snail Extract Maska w płachcie

SNAIL EXTRACT Multi Nutrient Mask aktywnie odbudowuje gęstość skóry poprzez stymulację kolagenu. Skóra staje się jędrniejsza, odmłodzona i gładsza. Zapewnia optymalne nawilżenie i odżywienie skóry. Redukuje stany zapalne. Ty zyskujesz nieskazitelną cerę. Te efekty zapewniają główne składniki aktywne: ekstrakt z aloesu, witamina A i ekstrakt ze śluzu ślimaka. 

Maski w płachcie ze śluzem ślimaka od Pibamy miałam okazję przetestować przedpremierowo i całkiem je polubiłam. Ostatnio co prawda upieram się, że z aloesem jakoś mi nie do twarzy, a do tego maska ma w składzie alkohol, ale o dziwo nie zaszły tutaj żadne reakcje niepożądane. Skóra faktycznie jest nawilżona i rozświetlona, a samo użycie jest przyjemne i relaksujące. Wszyscy zwolennicy ekstraktu ze śluzu ślimaka powinni obowiązkowo ją wypróbować.  

Podkład Rimmel Match Perfection  

Podkład Rimmel Match Perfection

Na pewno nie było to takie Match Perfection na jakie wskazywałaby nazwa. Pomijam trochę za jasny kolor, bo z tym akurat łatwo można sobie poradzić pudrem lub bronzerem, ale po prostu jakoś ten podkład nie do końca mi pasował.  

Wymienię więc wady: nie dogaduje się z bazami, podkreśla pory, wchodzi w zmarszczki, nie stapia się ze skórą, nie wygląda naturalnie, nie utrzymuje się dobrze na twarzy. Jakim cudem w jego nazwie zawarto “Podkład dopasowujący się z efektem Pore Blurring” to ja nie wiem, ale u mnie to na pewno nie działa. I nie tylko u mnie, bo recenzje w internecie ma, łagodnie mówiąc, średnie.