Ciężko w to uwierzyć, ale to już chyba mój czwarty podkład w tym roku. A pamiętam, jak jeszcze niedawno pisałam, że z podkładów to najbardziej lubię krem BB. I to nadal jest prawda, ale coraz częściej zdarza mi się użyć również zwykłego podkładu, ponieważ im więcej o nich czytam i słucham tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że podkład idealny dla mnie też musi istnieć na świecie – niestety znaleźć go trzeba metodą prób i błędów, ponieważ nawet najlepsze reklamy i najbardziej rzetelne recenzje nic nie pomogą, dopóki nie sprawdzisz tego na własnej twarzy.  

Marka Lirene zawsze kojarzyła mi się bardzo pozytywnie. Podkład otrzymałam w prezencie podczas zakupów w drogerii internetowej, niestety w kolorze nie do końca dobranym do odcienia mojej skóry, ale z kropelkami rozjaśniającymi od Catrice nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Oczywiście codziennie rozjaśnianie byłoby trochę zbyt męczące, ale kilka razy mogę się przemęczyć, żeby sprawdzić jakość samego podkładu i przetestować czy warto zakupić go dla siebie, już w idealnym odcieniu.  

Pierwszym zaskoczeniem było dla mnie połączenie fluidu z serum w jednej buteleczce. Producent zawarł tutaj kwas hialuronowy, który ma nawilżyć skórę oraz kompleks wygładzający zapewniający jej odpowiednie napięcie. To akurat jest zaskoczenie pozytywne, ponieważ moim zdaniem widać różnicę w porównaniu do zwykłego podkładu, cera wygląda bardzo ładnie, również po zmyciu makijażu.  

Drugim zaskoczeniem było samo opakowanie, a mianowicie bardzo ładna i zgrabna szklana buteleczka, niestety pozbawiona jakiegokolwiek aplikatora, pompki, pipety – po prostu nic. Zdecydowanie utrudnia to nałożenie podkładu i nie do końca rozumiem co kierowało projektantem (lub jak to ładnie mówią: designerem).

 

Sam podkład daje dobre krycie, takie w sam raz, bez efektu maski, jak zresztą zapewnia nas jego nazwa. Utrzymuje mi się spokojnie przez “cały dzień”, czyli zwykle około 8-10 godzin, w międzyczasie raz lub dwa delikatnie przypudrowany. Niestety na skórze ciemnieje, co przy wyjściowym zbyt ciemnym odcieniu jest już raczej mocno niebezpieczne. Żałuję, że nie oceniam najjaśniejszego koloru, który byłby u mnie odpowiedni, ale po pierwsze irytuje mnie brak aplikatora, a po drugie naczytałam się opinii dziewczyn, że nawet kolor 01 ma tendencję do mocnego oksydowania i robienia się pomarańczowym (!), więc dalsze testy tego podkładu sobie odpuszczę.  

Podsumowując, nie stworzymy z nim żadnego dłuższego związku, a casting na towarzysza idealnego w formie fluidalnej uważam za ciągle otwarty. Zdradzicie jakie podkłady są waszymi idealnymi, do których zawsze wracacie, nawet po chwilowej przerwie?