Przy tej książce od początku ma się wrażenie, że zakończenie i rozwiązanie zagadki jest jasne, logiczne i człowiek wszystko wie. A potem przerzucamy kartka za kartką i okazuje się, że nic nie wiemy. A wyglądało na to, że to będzie taka prosta historia…. 

Młode małżeństwo wychodzi na kolację do znajomych, dosłownie za ścianą. Zbiegiem kilku okoliczności w domu zostawiają kilkumiesięczną córkę, samą. Oczywiście zabierają ze sobą elektroniczną nianię i co pół godziny jedno z nich zagląda do niej. Niestety po powrocie do domu okazuje się, że dziecko zniknęło…. Wzywają więc policję i tutaj zaczyna się akcja. Ponieważ śledztwo w takiej sprawie wyciąga na wierzch wszystkie brudy, angażuje rodzinę i znajomych, sprawdza granice wytrzymałości, a do tego detektyw i policja ma zawsze obowiązek podejrzewać każdego, łącznie z rodzicami dziecka.  

Książkę czyta się jednym tchem, akcja jest szybka i mimo wielu zwrotów nie sposób się w tym pogubić. Sama historia jest wiarygodna, prawdopodobna i ma się wrażenie, że może się zdarzyć każdemu. Oczywiście, wszystkie matki powiedzą, że nie zostawiłyby dziecka samego, ale ja myślę sobie, że jeżeli ma się elektroniczną nianię, zagląda co chwilę do dziecka i do tego jest za ścianą to teoretycznie dziecko jest pod taką samą opieką jak w domu. Bo przecież nawet przebywając w tym samym mieszkaniu, również jesteśmy zajęci różnymi sprawami, a już zwłaszcza w nocy, jeżeli dziecko grzecznie śpi to nie chodzimy do niego co pół godziny sprawdzić czy nic mu się nie stało. W zasadzie jedyna różnica polega na tym, że będąc w domu zauważylibyśmy porywacza. No chyba, że to wcale nie była obca osoba….