Too Good To Go to darmowa aplikacja, ale do zamawiania z niej paczek z jedzeniem trzeba podpiąć kartę, Paypala albo Google Pay. Na prostym i intuicyjnym ekranie widać możliwe do odbioru paczki z jedzeniem, które w najbliższym czasie mogłoby się zmarnować. Mogą udostępniać je sklepy, stacje paliw, lokalne warzywniaki, restauracje czy kawiarnie. My pokazujemy swoją lokalizację i ustalamy jak duży zakres mapy jest w naszym zasięgu. Wybieramy paczkę, klikamy zapłać i dostajemy info o możliwości odbioru. Przy samym odbiorze nikt nigdy nie kazał mi go potwierdzić, ale i tak zwykle staram się to odkliknąć, tak dla porządku.
Niestety moja okolica nie obfituje w wybór paczek. W promieniu 15 km dostępne kilka stacji BP, dwa Carrefoury (ale żaden w moim mieście) i Pizza Hut (również w mieście obok). Tak naprawdę tylko BP mam po drodze z pracy do domu, cała reszta wymaga podjechania tam specjalnie.
Aby poprawnie skorzystać z aplikacji trzeba odpowiedzieć sobie na kilka bardzo ważnych pytań.
Czy dam radę nie zmarnować tego jedzenia?
Przy odbieraniu paczek z Carrefoura przede mną stała kobieta, która podjechał wózkiem i odebrała ich pięć albo sześć. Praktycznie jej wózek był wypełniony po brzegi, a z tego co zauważyłam prawie wszystkie paczki zawierają podobne produkty – tak, podglądałam co kasjerka nabija na kasę, bo to była moja pierwsza paczka i byłam strasznie ciekawa, a musiałam stać i czekać. Od razu nasunęło mi się jednak pytanie co ta kobieta z tym zrobi (przy okazji wspomnę tylko, że nie wyglądała na kogoś biednego, bo niektórym tak właśnie kojarzy się odbieranie w sklepie produktów ‘do wyrzucenia’). Chciałabym bardzo wierzyć, że a) ona wszystko to naprawdę zużyje b) połowa trafi do jej matki/teściowej/szwagierki itp. i dlatego musiała ich tyle odebrać.
Czy jeżeli dostanę coś czego nie jem będę miał/a to komu przekazać?
U mnie praktycznie nie ma takiej rzeczy, która by nie zeszła, co w dużej mierze jest zasługą mojego męża. Ale gdybym mieszkała sama to byłby z tym większy problem – jajka, niektóry nabiał (typu kefir), brukselka, kiwi, budynie i pewnie jeszcze parę innych rzeczy mogłyby nie znaleźć uznania w moich oczach. Dobrze mieć wtedy komu oddać takie rzeczy, bo umówmy się, że odebranie ich ze sklepu, po to żeby wrzucić je do kosza w domu mija się z celem.
Jak daleko mogę pojechać po paczkę, żeby nadal miało to sens również w aspekcie ekologii?
To jest ciekawe pytanie, bo można na problem spojrzeć z dwóch stron. Jedna grupa (i ja się do niej trochę zaliczam) uznaje, że nie ma to znaczenia, bo liczy się uratowanie jedzenia i owszem, odebranie go blisko piechotą, hulajnogą albo komunikacją miejską jest super, ale podjechanie samochodem nie skreśla od razu całego przedsięwzięcia, szczególnie jeżeli zamawiam więcej niż jedną paczkę.
Druga grupa powie, że chodzi nie tylko o nie marnowanie żywności, ale też o ratowanie planety albo raczej, że ratowanie żywności nie może powodować zanieczyszczania planety. To też jestem w stanie zrozumieć i przykładowo dla mnie ustawienie sobie promienia 30 km na mapie to już przesada, ale jak mam kawałek do nadłożenia po produkty w naprawdę promocyjnych cenach to uznaję, że i tak ma to więcej sensu niż ludzie, którzy jeżdżą po wszystkich sklepach w mieście od gazetki do gazetki.
Powyżej możesz zobaczyć co dostałam w dwóch paczkach z Carrefoura. Za 19,98 zł mam dwa opakowania pomidorów (wszystkie świeże, malinowe lekko popękane od przygniecenia paczki), dwie drożdżowe babki (data ważności dokładnie na dzień odbioru), drożdżówkę (data ważności dzień wcześniej), dwie paczki gum Mentos, trzy awokado, brokuł (od razu poszedł na zupę), ziemniaki, zieloną cebulkę (wyglądała lepiej niż jakakolwiek, którą widziałam ostatnio w sklepie), butelka wody gazowanej z cytryną i jedno opakowanie galaretki.
Szybko licząc koszt takiego zestawu to około 50 zł, jak nie więcej, zwłaszcza przy ostatnich cenach awokado. Przeszło mi przez myśl, że też mogłabym zamówić pięć paczek, jak opisana wyżej kobieta, ale…
- trzeba brać pod uwagę, że przez cały tydzień będzie zupa brokułowa, lemoniada i drożdżowa babka na drugie śniadanie
- nawet punkt pierwszy może być trudny do zrealizowania na produktach o bardzo krótkiej dacie przydatności.
O wiele bardziej sensowne wydaje mi się zamówienie, które zrobiłam w Wild Bean Cafe, gdzie za niecałe 11 zł dostałam trzy spore kanapki (jeżeli ktoś sobie życzy to miła pani może je nawet podgrzać i podać na ciepło), a na sklepie za 9,90 zł w paczce było osiem półlitrowych napojów typu Pepsi, Fanta, Tymbark. Tym samym za 20 zł mamy lunch na dwie albo trzy osoby i od razu wiadomo, że żaden z tych produktów się nie zmarnuje. A więc…
Tak, twój obiad może uratować świat. Ale nie sam. Potrzebuje do tego sprytnego superbohatera w Twojej osobie.
Uwielbiam! piękna idea dająca super korzyści za dbanie o środowsko. Na FB są grupy, na których ludzie pokazują zdjęcia „łupów” – można zorientować się, z których punktów paczki najlepiej do nas pasują
O fajna sprawa z tymi grupami! Muszę sprawdzić co tam ciekawego jeszcze inni upolowali 🙂
W Białymstoku aplikacja jest nieprzydatna, niewiele firm z niej korzysta, a nie lubię zajmować miejsca w telefonie czymś, z czego rzadko korzystam.