Przy recenzji Prostego układu sprzed czterech miesięcy wspominałam, że będzie kolejna część – no i jest. Lepsza czy gorsza niż jedynka? Zobaczmy.  

Na kolejną część nie trzeba było długo czekać. Oto „Zranione uczucia” K.A. Figaro. Nasze rodzime pisarki mają ostatnio jakieś parcie na stworzenie swojej własnej trylogii. Blanka Lipińska wydała już część trzecią, o której pisałam na instagramie, że czytać na pewno nie będę z uwagi na scenę mordu na zwierzęciu. K.A. Figaro przychodzi do nas z częścią druga historii romansu Łucji i Dymitra, ale od razu na początku mogę zdradzić, że trzecia też będzie. Żadna z tych trylogii nowym Sienkiewiczem nie zostanie, nawet nie nowym Greyem, ale muszę szczerze przyznać, że druga część jest lepsza niż pierwsza. 

Kobiety vs mężczyźni 0:1  

Tak, też jestem tym zaskoczona. Jest tu odrobinę mniej marnej jakości dialogów, trochę mniej dziwnych zwrotów, których nikt na co dzień nie używa. Moim zdaniem na pierwszy plan wysuwa się tutaj opowieść z punktu widzenia Dymitra. Jego rozdziały są po prostu lepiej napisane – może autorka powinna rozważyć więcej pisania z męskiej perspektywy, a może po prostu z Dymitra nie stara się na siłę zrobić dziecinnej idiotki jak z Łucji, bo on jest facetem, a ona tylko targaną emocjami kobietą? Proszę pani, to chyba jest seksizm.  

Po drugie to punkt widzenia Dymitra wnosi do historii wiele nowych wątków i odsłon. To on zmienia nasze zdanie o ich relacji, możliwym rozwinięciu fabuły, a nawet spojrzenie na innych bohaterów powieści.  

Kolejna postać męska, czyli Igor, który pojawił się już na końcu pierwszej części. Wydawał się nudny i naiwny, a tym razem mamy fajny zwrot w jego historii, który do końca książki nie został jeszcze wyjaśniony, a przynajmniej nasza bohaterka nie poznała jeszcze wszystkich jego stron.  

Następny plus za ograniczenie pobocznych postaci kobiecych, czyli przyjaciółek Łucji. Cały ich wkład zmieścił się tu w jednej rozmowie telefonicznej, dzięki czemu nie obrażają naszej inteligencji. Wyjątkiem w postaciach kobiecych może być jeden przebłysk humoru sytuacyjnego w historii z główną rywalką Łucji o serce (?) Dymitra. Ale to tylko potwierdza regułę.  

Wstał z krzesła i zaczął gadać jak obłąkany: 

– Że co? Że ty i ja? Ha, ha, ha. Że my? – Pokazywał palcem to na siebie, to na mnie. Jego oczy płonęły złością. – Nie bądź śmieszna! Ostrzegałem Cię. Nie bawię się w związki. To nie dla mnie. Czego, kurwa nie zrozumiałaś?! Pytam się! 

Westchnęłam zrezygnowana i zamknęłam za sobą drzwi. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że mu ulegnę. Miał mnie w garści, a ja byłam tylko zakochanym pionkiem w grze, w której tak naprawdę nie było miejsca na uczucia.  

Historia zranionych uczuć  

Nie wiem co napisać, żeby za dużo nie pospoilerować. Już od połowy książki wyraźnie widać, że to jest druga część i będzie kolejna. Tak jak wspomniałam, mamy tu kilka ciekawych sytuacji, ale nic nie zostało do końca wyjaśnione. Łucja nadal pląta się w swoich uczuciach do Dymitra, które on ewidentnie i tytułowo rani. Dymitr też się pląta i jak nic zasługuje na sporą dawkę psychoterapii. Całość kończy się dużym znakiem zapytania w kilku kwestiach, ale jestem przekonana, że w kolejnej części wszystko będzie już jasne, nastąpi happy end, a Łucja zostanie domową psychoterapeutką Dymitra, uleczy ich zranione uczucia i stworzy nowy prosty układ z miłością. …and they lived happily ever after. Czekamy.