Co to w ogóle jest greenwashing?
Wprowadzanie w błąd konsumentów poprzez serwowanie im nieprawdziwych lub odwracających uwagę od realnego problemu informacji na temat oferowanych, rzekomo ekologicznych produktów i usług.
Wszystko zaczęło się od pomysłu marketingowego, na który ja zawsze się nabieram. Widząc w hotelu uprzejmą prośbę o nieoddawanie codziennie ręczników do prania i wspólne dbanie o planetę zawsze się rozczulam nad zużyciem wody i detergentów. Moja ręka automatycznie odwiesza ręcznik na wieszak, zamiast rzucić go na podłogę, a ja nigdy nie myślę o tym, że hotel chce tylko zaoszczędzić na rachunku za pralnię. A pomyślcie sobie, że to ściema starsza ode mnie.
Z rodzimego podwórka najbardziej zaś lubię reklamę firmy energetycznej pod hasłem „Potęga wiatru. Siła wody. Czysta energia. Czysty biznes.” 5% produkowanej przez nich energii pochodziło ze źródeł odnawialnych, potęga wiatru i siła wody stanowiła kolejny ułamek. Ktoś miał jednak dobry pomysł na reklamę, a jakby ich przyprzeć do muru to pewnie linia obrony opierałaby się na tezie, że w innych firmach jest to jeszcze mniej niż 5%.
Wyobrażam sobie, że właśnie bez problemu podajecie w myślach pięć kolejnych przykładów greenwashingu, z którymi ostatnio się spotkaliście. Szampon do włosów w zielonym opakowaniu z ładną roślinną nazwą, który w składzie ma samą chemię, a może wegańska herbata albo płatki kukurydziane gluten free?
Czy ktoś naprawdę jest eko?
Jest trochę takich firm, nie bądźmy pesymistami. Dobry przykład daje Zalando czy Ikea. Lokalnie znajdziemy mnóstwo firm wprost zakręconych na punkcie eko i bycia zielonym, aż czasem powinno nazywać się ich ekoświrami. Istnieją zarówno w gastronomii i szeroko rozumianej spożywce, ale też w kosmetykach, rzemiośle, modzie. Pisałam tu kiedyś o kosmetykach Moja Farma Urody i jest to świetny przykład zielonej firmy.
Nie każdy dobry eko produkt ma na opakowaniu plejadę znaczków i certyfikatów. Zwykle są one przyznawane przez prywatne instytucje, które owszem, są obiektywne i rzetelne, ale każą sobie za to słono płacić. Nie wszystkich stać i nie wszyscy chcą kupować certyfikaty. Przy samych kosmetykach takich znaczków można uzyskać 6 lub 7 różnych – niektóre organizacje zajmują się tylko danym krajem lub regionem, inne kosmetykami naturalnymi albo wegańskimi. A potem jeszcze trzeba konsumenta nauczyć, które znaczki to te poprawne.
Jak bronić się przed greenwashingiem?
Istnieje tylko jeden sposób, żeby nie stać się ofiarą greenwashingu i serwowanej nam na co dzień ekościemy. Jest tylko jeden, ale za to jest banalnie prosty. Trzeba czytać i myśleć. Sprawdzać etykiety, a nie tylko ładne napisy na nich. Podchodzić krytycznie do zielonych akcji marketingowych. Być świadomym konsumentem.
A nie, zapomniałam. Jest jeszcze jeden sposób. Można też mniej zwracać na to uwagę, nie dopłacać za produkty eko i bio, brać z półki to co chcemy, a nie to co wydaje nam się lepsze. Polecam szczególnie tym, którzy zawsze się śpieszą i w zasadzie wszystko im jedno.
Widzisz. Nie wiedziałam że istnieje coś takiego, dzięki za uświadomienie 🙂
Hej,
Fajnie ,że poruszasz bardzo ważną kwestię tego jak mądrze być eko i nie dać się nabrać na eko -ściemę. Myślę ,że warto po prostu żyć normalnie. Każda skrajność jest zła ,a nieuczciwe firmy często żerują na ludzkiej naiwności. Sama segreguje odpady i staram się filtrować wodę. Kiedyś kupowałam dużo produktów eko np jajka eko, warzywa eko,owoce eko. Dziś dziś świeżą zywność kupuje kupuje na lokalnym targowisku i widze pozytywna roznice w portfelu. Pozdrawiam
Eko i bio od dawna wzbudza we mnie podejrzenia. Jak produkty light.
Mam wrażenie, że eko stało się po prostu modne, a co za tym idzie…sprzedaje się bardziej… Przyznam, że ja również dawałam się nabrać na ten tekst w hotelach;))) W codziennym życiu staram się unikać pseudoekologicznych towarów, ale…marketingowcy nie śpią;)))
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂
Szkoda, że nawet tak potrzebna rzecz jak bycie eko musi mieć swoje ciemne strony.