Kiedy byłam małą dziewczynką w kioskach (kiosk to taki mały, wolnostojący sklepik, gdzie można było kupić gazety, bilety, papierosy i mnóstwo innych przydatnych nagle drobiazgów – przypis dla osób poniżej 18 roku życia) można było kupić książeczki typu “100 dowcipów o blondynkach”, “Najlepsze kawały o chińczykach” czy inne takie. Lubiłam je wszystkie, zaśmiewałam się do łez i po tygodniu większość znałam na pamięć.
Teraz już tych dowcipów nie pamiętam, a w międzyczasie i tak zastąpiły je memy, które niestety są dużo trudniejsze do opowiadania. Pozostało mi z tego czasu bardzo szerokie poczucie humoru. Niewiele jest rzeczy, które mnie nie śmieszą, a nawet jak ze zdegustowaną miną mówię ‘to wcale nie jest śmieszne’ to i tak przeważnie w głębi ducha się śmieję. Efekt zabawnych książeczek i tomów z humorem Masztalskiego (zna ktoś?).
Nie jestem pewna czy w dzisiejszych czasach można w ogóle sprzedawać tomiki dowcipów o blondynkach, jestem przekonana, że mocno rani to uczucia wszystkich blondynek i spotkałam się w różnych wywiadach z paniami, które serio twierdziły, że opowiadanie takich kawałów w ich towarzystwie jest dla nich poniżające. Na czym one się wychowały to ja nie wiem. Mamy jeszcze kilka innych zjawisk, których również nie rozumiem i o nich będzie poniżej.
Parytety
Jak co roku po ogłoszeniu nominacji do Oscara okazuje się, że za mało jest tam czarnoskórych, latynosów, kobiet i pewnie innych mniejszości (lub większości – w końcu kobiet i mężczyzn jest na świecie prawie równo). Przytomnie ktoś przytoczył tegoroczny komentarz Stephena Kinga: “…w przypadku sztuki nigdy nie brałbym pod uwagę różnorodności. Tylko jakość. Jak dla mnie, robić inaczej, to błąd.”
Bo czy to nie chodzi o to, że powinni wygrywać najlepsi? Oczywiście tak nie jest, ale to już całkiem inna kwestia. Wszystkim rządzą pieniądze, a nie sprawiedliwość.
Nie popieram parytetów. W szkole, pracy, polityce. Jeżeli ustalamy, że 50% rządu to mają być kobiety to oznacza dla mnie “jesteście trochę jakby głupsze, więc damy wam te 50% i postaramy się znaleźć wśród was kilka takich mniej głupich, ale żeby fajnie to wyglądało. Pamiętajcie, że jesteście tam, bo jesteście kobietami, a nie dlatego, że zasługujecie”. Och, dziękujemy.
Jak czuje się ktoś, kto miał najlepsze oceny czy wyniki w pracy, ale nie dostał się wyżej, bo nad niego wskoczył ktoś z parytetu tylko dlatego, że jest innej płci lub koloru skóry?
Jak czuje się kobieta, która otrzymała ważne stanowisko i zrobiono z tego święto? Jeżeli to świętujemy to znaczy, że to nie jest coś normalnego. Utrwalamy w ten sposób myślenie, że to jest wyjątek od reguły.
#metoo
Robienie z problemu molestowania kobiet ruchu społecznego, do którego każdy może się zapisać to chyba nie jest najlepszy pomysł. Zawsze jak słyszę nazwę #metoo to przypomina mi się kawał (a nie mówiłam!):
Prowadzący wybory miss pokazuje palcem na kandydatki stojące przed nim i mówi: ty, ty… i może ty…. A jedna krzyczy: I jeszcze ja, jeszcze ja! -Ok, ty też. Zabierajcie rzeczy i spadać do domu.
W moim idealnym świecie chciałabym, aby nikt nikogo nie molestował. Ale skoro już tak się dzieje to wolałabym, żeby zgłoszenia płynęły prosto na policję i do prokuratury (może być potem do prasy, jeżeli to ma pomóc), ale nie na twiterra. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że na twiterze ujawniają się głównie ofiary, których sława ostatnio trochę przygasła.
Warto również nadmienić jak takie oskarżenia rzucane frywolnie w internecie mogą łatwo złamać komuś życie (prawie tak łatwo jak molestowanie łamie życie ofiary), a potem ciężko się już od nich uwolnić, nawet jeżeli okazały się sporym naciągnięciem faktów.
Feminatywy
To jest absolutny hit w ostatnim czasie. Nie będę się rozwodzić nad tym jak bardzo zawodzi opozycja sejmowa, której celem miało być chyba coś innego niż wprowadzanie nowego nazewnictwa zawodów.
Oczywiście język się zmienia. Nie mówimy już o żonie lekarza, że jest doktorową. Ciągle jednak na lekarza płci żeńskiej powiemy ‘pani doktor’ a nie ‘doktorka’ (ten zawód i tak ma przewagę, bo mają jeszcze lekarkę). Być może tutaj też powinny nastąpić zmiany. Ale psycholożka, gościnia (to od gościa) czy chirurżka brzmi zabawnie. Prawie 10 lat studiów, aby potem nazywano cię chirurżką – trochę słabo.
Ja myślę jednak w drugą stronę. Skoro nie chcemy narzucać dzieciom płci, wprowadzać podziałów na dziewczęce i chłopięce zabawki czy kolory, to dlaczego nie zmienić nazw zawodów właśnie na bardziej neutralne. Może to będzie dobry kierunek.
Krótkie podsumowanie
Żebyśmy się źle nie zrozumieli. Staram się być tolerancyjna. Nie dzielę ludzi ze względu na płeć, pochodzenie czy orientację seksualną. Czasem dzielę ludzi według poglądów politycznych, a najczęściej po prostu na fajnych i niefajnych, przy czym linia podziału nie pokrywa się tu z żadnymi innymi podziałami.
Mimo to śmieszą mnie dowcipy o gejach i czarnych. Śmieszą mnie sztuczne parytety. Śmieszą mnie feminatywy. Nie śmieszy mnie molestowanie, bo to nie jest śmieszne, z wyjątkiem kiedy scenarzyści pracują nad dość luźnym i zboczonym serialem, a asystent zgłasza, że czuje się molestowany, ponieważ opowiadają przy nim nieprzyzwoite żarty, anegdoty oraz historie z życia. Wtedy mnie to śmieszy.
Zdjęcie główne: unsplash.com – pieseł wygląda jak ja kiedy myślę 😉
Dużo ciekawych rzeczy dowiedziałam się z tego artykułu 🙂 A kioski pamiętam, ten zapach gazet i papieru, kolorowanek kupionych za dzieciaka i radość jakby to był jakiś skarb 🙂
Także staram się być tolerancyjna itd, a molestowanie podobnie jak Ty – zależnie od danej sytuacji obracam w żart.
Chyba mamy podobny punkt widzenia 🙂
Też lubię się śmiać, a czasami wokół patrzą ponuro na mnie 🙂
Chyba lepiej się śmiać niż płakać…
Tak mi się skojarzyło, w przypadku tych filmów, dzisiaj im bardziej różnorodny, tym bardziej jest uznawany za cudowny przez te wszystkie komisje. Tylko jednak nie podobają mi się takie perełki, typu najnowszej „Ani” Netflixa. Zepsuli mi jednak magię. 🙁
Podejrzewam, że niektórzy twórcy starają się wpasować w oczekiwania komisji.
Kiosk z gazetami z dowcipami, fajnie brzmi…Kawały te o blondynkach, doktorach, teściowych mnie nie śmieszą, ale już momeny, kiedy je ktoś opowiada tak…
Mam wrażenie, że w przypadku wielu akcji. energia ludzi idzie nie w tum kierunku, bo trzeba.
Co do kiosków, to takie jeszcze istnieją. W Cieszynie są. Coraz mniej ale widnieją. Może zrobisz jakieś posty o dobrych dowcipach??
Chyba lepiej nie, bo moje poczucie humoru może obrażać wiele osób i grup 😉
Uff, no udało Ci się stworzyć wpis, z którym nie zgadzam się w 100%!😀 Pozwolę sobie więc na małą polemikę, bo dotknęłaś tematów, które mnie żywo interesują. W reprezentacji w kinie nie chodzi o parytety, tylko o cos znacznie bardziej złożonego. Np. o to, że w tegorocznych nominowanych do Oscara filmach tylko jeden opowiada historię z perspektywy kobiety. Nie dlatego, że takie filmy nie powstają albo nie maja widzów, tylko dlatego, że w przemyśle filmowym kobietom trudniej jest się przebić, dostać finansowanie na film i jego promocje. A kobiety, jak słusznie zauważasz, to ponad 50% społeczeństwa. Dlatego rozmawiamy o wyrównywaniu… Czytaj więcej »
Przyznaję, że czekałam na Twój komentarz.
Twoja odpowiedź jest naprawdę mocna. Rozumiem Twój punkt widzenia i mam nadzieję, że choć ciut rozumiesz mój. I oczywiście, że mimo wszystko nadal się koleżankujemy 🙂
A dlaczego miałybyśmy się nie koleżankować?🙂Nie mam ambicji narzucania nikomu moich racji, każdy ma prawo do własnej perspektywy. Mogę podyskutować i popolemizować, ale robię to tylko z osobami, które uważam za inteligentne i wartościowe, bo szkoda mi już czasu na dyskusje z dzbanami w necie😁
Z tym koleżankowaniem to oczywiście taki żart był 🙂
O tak! Pamiętam ten zapach gazet… i tyle różności tam było! I rzeczywiści, dziś te kawały zastąpiły memy
Jeśli chodzi o kioski to u mnie w mieście jeszcze takie istnieją, choć za dużo to ich nie ma.
Fakt, typowy kiosk już ciężko spotkać. Masztalskiego i Ecika mało kto pamięta, a humor, który jest dostępny jest jakby na niższym poziomie niż ten sprzed lat.