Wiecie jaki procent świątecznych filmów to komedie (mniej lub bardziej śmieszne) romantyczne? Tak, zgadliście. Duży. A wiecie jaki procent świątecznych opowieści to romanse? Otóż to, bardzo duży.  

Zakładając, że tutaj również, jak w każdej innej dziedzinie życia, działają zasady popytu i podaży to nie autorzy książek odczuwają nieodpartą chęć pisania kolejnych romansideł. To my, czytelnicy, ich potrzebujemy. I domagamy się kolejnych podkręcając słupki poczytności tym już istniejącym. O słupkach oglądalności świątecznych filmów nawet nie wspominam, o tym chyba zdążymy jeszcze porozmawiać w tym roku przy innym wpisie.  

Autorzy książek pewnie nie zawsze zakładają od samego początku, że ich fabuła będzie miała miejsce w trakcie świąt. Ale z drugiej strony, skoro miłość to magia, to jak znaleźć bardziej odpowiedni moment na wykreowanie świątecznego cudu? Można wręcz powiedzieć, że historia pisze się sama. (Powiedziała ta, co w życiu nie napisała ani jednej książki, więc na wszystkim się zna.) 

„Jest taki szczególny czas, pełen cudów, kiedy wokół pachnie igliwiem, a ludziom spełniają się marzenia”.

Świąteczne historie muszą mieć happy end. Świąteczne historie mają w sobie niezwykły klimat. Sprawiają, że uśmiechamy się sami do siebie, rozgrzewają od środka jak najlepsze grzane wino i nawet jeżeli bohaterowie po drodze napotykają trudności, to wiemy, że na końcu wszystko będzie dobrze. Bo przecież są święta i inaczej się nie da, inaczej by nie wypadało.  

Na stronie taniaksiążka.pl znajdziecie prawie 150 świątecznych tytułów, w tym książki komediowe z motywem romansu, zagraniczne lub polskie książki z motywem romansu czy książki z historią hate to love.  Harlequin ma w swojej ofercie całe świąteczne serie, sukcesywnie powiększane każdego roku.  I chyba nie chcę liczyć ile książek można tam znaleźć.

Podobnie funkcjonuje powieść “Cuda cichej nocy” Agnieszki Stec-Kotasińskiej. I nie jest to wcale żaden przytyk. 

 ,,(..) Oto dni, które mają nadejść, są tak suto okraszone magią, że nadzieja na lepsze jutro, lepszy rok aż wysypuje się z nich brokatowym pyłem. Nie sposób jej nie zauważyć. Choć przez cały rok Jagoda była twardo stąpającą po ziemi realistką, w ten przedświąteczny czas pozwalała, by atmosfera bodaj w najmniejszej części udzielała się również jej (..)’’

“Cuda cichej nocy” to świąteczne opowieść miłosna i rządzi się ona swoimi prawami, nawet jeżeli zagęszczenie zakochanych par na 1 metr kwadratowy przekracza wszystkie ustawowe normy. Wątki łączą się ze sobą i przeplatają, dając wrażenie podwojonej, a może nawet potrojonej świątecznej magii – nie zdradzę wam ile happy endów znajdziecie na ostatniej stronie. (Dobra, na ostatniej to żaden, bo tam są rzeczy techniczne.) (Napisałam to zdanie tylko dlatego, że w sumie dobrze by było, żeby wszyscy wiedzieli, że nie czepiam się tylko innych, ale sama siebie też.) 

Wracając jednak na chwilę do książki – poza „główną parą” miłosne cuda dzieją się tutaj również u starego kawalera, małżeństwa z kilkuletnim stażem czy pary, która doświadcza cudu narodzin i to wcale nie tych boskich. Ale co najważniejsze, cała historia jest bardzo przyjemnie opowiedziana i lekko się ją czyta. A w takiej formie każda fabuła jest dla mnie do przyjęcia, również świąteczne romanse (które tak naprawdę uwielbiam). Bo możecie sobie myśleć co chcecie, ale dobra świąteczna historia miłosna jest potrzebna każdemu. Zwłaszcza w trakcie świąt. Nic nie ogrzeje lepiej waszego serca pod zimowym kocem. No może poza herbatką z prądem.

Egzemplarz do recenzji (przepięknie zapakowany! <3) otrzymałam od Wydawnictwa Replika, a sam wpis pojawił się na blogu w ramach serii Blogrudzień, dzięki której każdego grudniowego dnia znajdziecie nowy świąteczny wpis na jednym z blogów biorących udział w zabawie: