Doczekaliśmy się. Spełnienie marzeń wszystkich Polaków. Najlepszy prezent, chociaż do Gwiazdki jeszcze trochę czasu. Od teraz nasze życie będzie łatwiejsze.  

Prezent dostępny jest od 11 listopada, czyli od JUTRA. Chociaż z tego co czytałam od jutra można składać wnioski i kupować bilety, więc chyba jeszcze jutro nikt nie poleci spełniać marzeń. Wiem, że wszyscy już się domyślili, że zamierzam właśnie wtrącić moje 3 grosze na temat włączenia Polski do ruchu bezwizowego z USA.  

Z wizą czy bez? 

Ilość krajów, do których możemy teraz wjechać na polskim paszporcie wzrosła do 120. Wszystko oczywiście na przepisowe 90 dni wizyty. Wychodzi na to, że bez problemów możemy podróżować po większej części świata i naprawdę uważam, że brak możliwości odwiedzenia jednego z cywilizowanych państw, jakim są USA, był co najmniej śmieszny.  

Nadal nie możemy bez problemu się tam osiedlić, pracować i żyć, także umówmy się, że wiele się nie zmienia i nie zalejemy ich nagle masą Polaków. Kto miał zostać nielegalnym imigrantem to pewnie już nim został. Ok, może ten wskaźnik lekko wzrośnie.  

Od razu się wytłumaczę, że doskonale wiem na czym polegały wizy, jakie były zasady ich zniesienia i dlaczego stało się to akurat teraz. Po prostu nie przepadam za takimi sztucznymi ograniczeniami. I to nie tylko z USA. Te wizy stanowiły u nas od zawsze najgorętszy temat i największy problem, a nie słyszałam nigdy, żeby ktoś narzekał na brak ruchu bezwizowego z Australią, Rosją czy większą częścią Azji. Ale tam nie spełnia się american dream.  

Czy teraz polecę w końcu do Stanów? 

Otóż nie. O ile nadal USA pozostaje wysoko na mojej liście destynacji to jest to jednak logistycznie, finansowo i życiowo większa wycieczka niż wakacje nad Bałtykiem lub wczasy na Majorce. Chociaż trzeba przyznać, że koszty związane z prawną stroną wyjazdu spadły ze 160 na 14 dolarów.  

Zmienia się jednak to, że konieczność uzyskania wizy nie będzie już jedną z wymówek do odkładania podróży na bliżej nieokreślone kiedyś. Nie pozostało mi nic innego jak zacząć poważnie o tym myśleć i przede wszystkim odkładać fundusze. I szkolić psa, żeby jakimś cudem przetrwać z nim lot za ocean.  

A po wylądowaniu będziemy się martwić dalej, czyli o to co powie urzędnik i czy postanowi łaskawie wbić nam pieczątki w paszporty i wpuścić na trochę do swojego pięknego kraju. Tak jak wcześniej, to na lotnisku odbywa się prawdziwa kontrola i zapadają najważniejsze decyzje. I mam nadzieję, że w razie czego nie będę musiała żałować kilkunastu tysięcy złotych wyrzuconych w błoto z powodu czyjegoś widzimisię albo braku znajomości angielskich słówek po stronie mojego psa.  

Jeżeli jesteście zainteresowani bardziej szczegółowymi informacjami to z przyjemnością odsyłam Was do Kasi z OdkrywającAmerykę.pl i jej wpisu Fakty i mity na temat zniesienia wiz.

Zdjęcie główne: unsplash.com